Ferrata Del Masare/Majare

Wreszcie przyszedł czas na pierwszą, pełnoprawną ferratę tego roku. Żeby podjąć to wyzwanie udajemy się w dobrze nam już znane miejsce - parking przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego do schroniska Paolina (poniżej Passo di Costalunga w kierunku Carezzy). Byliśmy tam rok temu, by popatrzyć na gęste chmury i uciekać przed deszczem, byliśmy dzień wcześniej, by dowiedzieć się, że obsługa ma siestę, jesteśmy i teraz, zwarci i gotowi, na trasę, która według przewodnika ma zająć nam cztery godziny czterdzieści minut*.


Płacąc 12 euro za bilet w dwie strony zaoszczędzamy godzinę podejścia i przyjemnie dostajemy się do schroniska Paolina. Ja idę na schroniskowy taras zrobić zdjęcia, a Janusz ze Słoniem studiują drogowskaz. W tym miejscu nie wiem jakie bogi mają nas w swej opiece, ale zamiast skręcić w prawo, tak jak sugeruje przewodnik, idziemy za znakiem ku ferracie. Co prawda w opisie mamy nazwę Del Masare, a w terenie jest Majare, ale nie przejmujemy się tym za bardzo. Później już w domu okaże się, że ferrata ta występuje pod dwiema nazwami i nawet znalazłem w necie stare zdjęcie z drogowskazem Del Masare. Ruszamy więc na lewo i po 1h 15min monotonnego podejścia przez piargi, dochodzimy do przełęczy Vajolon, gdzie zaczynają się pierwsze poręczówki. 



Początek szlaku nie jest trudny i praktycznie do samego wierzchołka Roda di Vael sporadycznie się wpinamy. Na szczycie stajemy po ok 45min podejścia, krótka przerwa, karmienie wrończyków z ręki (tutejsza odmiana sępów:) i ruszamy w dół.




Wrończyki też lubią Góralki
Teren nie jest trudny, jednak znacznie częściej korzystamy tu z poręczówek. Dochodzimy wreszcie do najbardziej widowiskowego miejsca ferraty widocznego na zdjęciu poniżej - lekkiego obniżenia przed kolejną przełęczą.


Ja i Słoń
Miejsce robi niezłe wrażenie, ale w rzeczywistości nie jest trudne. Z przełęczy tej albo jak kto woli "trawiastego uskoku pod Torre Finestra" w razie złej pogody, bądź złego samopoczucia można zejść do schroniska Roda di Vael. My jednak kontynuujemy ferratę. Przed kolejnym ciągiem poręczówek w małym wgłębieniu w skale jest mikro kapliczka.


Czyżby dalej było, aż tak trudno? Ruszam na kolejne poręczówki, po drodze mijając jeszcze jedną, podobną kapliczkę. Poręczówki prowadzą granią, nie są trudne, najwięcej problemów sprawia wymijanie się z ludźmi idącymi w przeciwnym kierunku niż my. Jedyne większe trudności to kilkumetrowy kominek, w którym trzeba uważnie dobierać chwyty i stopnie, żeby się nie zablokować jak dziewczyna przed nami.




Po dwóch godzinach z lekkim hakiem kończymy poręczówki i ponownie przez piarg zaczynamy schodzić do schroniska Roda di Vael, do którego docieramy po niecałej godzinie.


Schronisko Roda di Vael

Po chwili przerwy ruszamy przyjemnym trawersem z powrotem do schroniska Paolina, domykając kółko zwane ferratą Majare w czasie 5h 55 min. Po drodze mijamy jeszcze orła z brązu. Cała trasa nie jest zbyt trudna technicznie, idąc w obranym przez nas kierunku nie jest również bardzo męcząca, natomiast widoki są bardzo ładne. Polecam ją początkującym amatorom ferrat. Mapka ze Sports Trackera.



*Czas przewodnikowy jak zwykle okazał się mało realny. Średnim tempem z kilkoma krótkimi odpoczynkami  i przy dość sporym ruchu turystycznym (chociaż byliśmy właściwie poza głównym sezonem) ferrata zajęła nam prawie 6h.


Komentarze

  1. Kiedy dokładnie byliście tam, jaki miesiąc i dzień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy logu ze spotrs trackera jest data -7 wrzesień. Skąd to pytanie? :)

      Usuń
  2. To tylko potwierdza moje przekonanie, że włoskie czasy przejść trzeba traktować z przymrużeniem oka. Kiedyś w Alpach Bergamskich wędrowałam kilkoma szlakami i podane czasy na tabliczkach były mało realne. No nie wiem, chyba, że jak tak wolno chodzę... ;) A "Wrończyki" o których piszesz to one są wszystkolubne, że ich żołądek to wszystko przyjmuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu akurat czasy na tabliczkach były w miarę ok, ale nasz przewodnik kłamał.

      Usuń
  3. Ten orzeł, to ciekawy punkt trasy. Była koło niego jakaś tabliczka opisująca co miał przedstawiać, czy po prostu sama figurka bez opisu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była jakaś niewielka tabliczka, ale z tego co pamiętam chyba po włosku albo niemiecku w każdym razie nie odszyfrowałem jej:)

      Usuń

Prześlij komentarz